środa, 21 czerwca 2017

CAS, czyli... wolontariat w szpitalu - część 3

Oddział, na którym pracowałam, może pomieścić około czterdziestu pacjentów. 7 łóżek jest na tak zwanej R (erce), sali intensywnej opieki. I na te siedem łóżek przypadają dwie pielęgniarki plus jeden lekarz (zazwyczaj). Na resztę oddziału pielęgniarek jest, a raczej są… dwie. Na ponad trzydzieści łóżek. Do tego tak zwana opiekunka, która ma obowiązki podobne do moich (opisałam w poprzednim poście). No i salowa, która jedynie przy roznoszeniu jedzenia mogła pomagać. Lekarzy z trzech, więcej, niż pielęgniarek na oddziale. Jednym słowem: tragedia.

Myślę, że ten opis nie wymaga jakiegoś większego komentarza i że wnioski każdy umie wyciągnąć. Wiele osób ma również świadomość, że pielęgniarki pracują po 12 godzin dziennie, że mają dyżury, że ich praca jest słabo płatna i że muszą one się cały czas dokształcać. Podziwiam te kobiety, naprawdę, i uważam, że zasługują one na lepsze warunki pracy. Bo to dzięki nim szpitale jeszcze stoją w swoich miejscach. Wiem jednak, że Polski nie zmienię pisaniem o tym na blogu, także jedyne, co mogę zrobić, to zachęcić wszystkich czytających do szanowania pielęgniarek podobnie, jak młodzi lekarze robią to na Instagramie. I jest to wiadomość nie tylko do lekarzy, pacjentów, ale też i do każdego studenta medycyny i wszelkich kandydatów na lekarski.


Teraz trochę o personalnych odczuciach. Szpital, praca z ludźmi wykrzesała ze mnie jakieś nieznane wcześniej pokłady empatii i pozytywnego ducha. Należę do osób pesymistycznych, do ludzi, którzy są hm… ciężcy w kontaktach międzyludzkich. A szpital za każdym razem mnie odmieniał. Sprawiał, że wychodziłam z uśmiechem, mimo, że przebywałam wśród choroby i cierpienia, czasami nawet tragedii rodzinnych. Dało mi to poczucie, że jestem w miejscu, gdzie chciałabym być w przyszłości. Wiem też, że krew, mocz, najzwyklejszy smród nie obrzydzają mnie, że będę mogła pracować wśród chorych. Myślę, że to ważne odczucia. Konfrontowałam je niejednokrotnie z innymi znajomymi, wybierającymi się na lekarski lub na lek-dent i niektórzy nie czuli się w tym miejscu najlepiej (lek-dentowi można wybaczyć, choć praktyki pielęgniarskie ich nie ominą). Mimo tego, że szpital to trudne miejsce, był dla mnie niejako odskocznią i motywacją do dalszej pracy, by za kilka lat móc dołączyć do ekipy lekarzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawione komentarze - każdy motywuje mnie do regularnego rozwijania bloga!