W ostatnim poście opisałam dlaczego byłam wolontariuszką w szpitalu i co załatwić musiałam, by wszystko było w zgodzie z prawem. I tak jak obiecałam, czas na wpis o tym, co w tym szpitalu robiłam.
Może powinnam zacząć od tego, że wybrałam oddział kardiologiczny. Nie chciałam się nudzić na wolontariacie. Byłam - i nadal jestem - zdania, że jeżeli mam coś robić, to to ma być potrzebne. Stąd odrzuciłam od razu oddział otolaryngologiczny czy okulistyczny. Zastanawiałam się również nad onkologicznym, lecz nie można było na nim być wolontariuszem "ot tak" - za dużo doznań po prostu, dlatego należało się wprawić na razie na innym oddziale. Z wiadomych przyczyn odpadała też chirurgia, ginekologia czy neonatologia, zaś na pediatrii przy każdym dziecku zwykle siedzi mama.
A na kardiologii zwykle jest pełne obłożenie, jest co robić. Można wręcz zaryzykować ze stwierdzeniem, że ta kardiologia to raczej oddział wewnętrzny pełną parą.
Nie chcę tutaj, w tym poście, umieszczać moich przemyśleń na temat wolontariatu, na temat sytuacji w polskich szpitalach. Na to czas przyjdzie w następnej części. Przejdźmy już (w końcu) do tego, co robiłam na oddziale szpitalnym.
- Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że w miarę możliwości rozmawiałam z pacjentami, niektórzy po prostu tego potrzebowali, a pracownicy oddziału często nie mają na to czasu.
- Roznosiłam śniadania, obiady, podwieczorki, kolacje, pomagałam pacjentom zjeść. Czasem i to było wielkim wyzwaniem.
- Mierzyłam ciśnienia, takim ciśnieniomierzem ze stetoskopem (najlepszy!). I wydaje się, że to nic trudnego, ale jak się ciśnienie zmierzy czterdziestu osobom, to już naprawdę się nie chce.
- Mierzyłam temperatury.
- Zanosiłam krew, mocz, kał, itp. do laboratorium. Odbierałam wyniki, sortowałam je.
- Pomagałam z uporządkowaniem dokumentacji medycznych (kart) pacjentów, wkładając np. EKG, wyniki badań krwi/moczu, wpisując temperaturę ciała albo ciśnienie.
- Woziłam pacjentów na różne badania, np. na USG czy RTG, dzięki czemu miałam możliwość zobaczyć wszystko zza kulis. Raz nawet lekarz pozwolił mi wejść z nim do kantorka, gdy robił to zdjęcie, więc widziałam, jak to wszystko wygląda na jego podglądzie :D Super ciekawa rzecz. Woziłam też pacjentów na kontrolę rozruszników lub ich zmianę.
- Robiłam bilans płynów. Dla niewtajemniczonych - ile pacjent wypił (zjadł rzeczy płynnych) i ile wysikał. Najpierw wywiad, zapisanie ilości płynów przyjętych + kroplówek. "Zjadł pan dzisiaj zupę mleczną na śniadanie? A wypił pan herbatę do kolacji? A swoich napojów ile pan wypił?" I tak dalej. Potem porównanie tego z wydalonym moczem - czy to w kaczkach/słoikach do zbiórki, czy to w workach z cewnika. I tak, przychodziło mi zlewać mocz, przychodziło mi zmieniać worki od cewników. (Raz miałam zmienić całą "instalację", prócz samej rurki w miejscu intymnym pacjentki i rurka pękła, mocz wylał się na łóżko, ale cicho...). I jak coś było nie tak to do pielęgniarki z kartą pacjenta.
- Pomagałam też pacjentom z załatwianiem się, przynosiłam zbiorniczki na mocz/stolce i cóż... trzeba je było włożyć pacjentom, potem je wyjąć, pomóc im z higieną intymną. Czasem było obrzydliwie. Wszystko w rękawiczkach, oczywiście.
- Czasem pomagałam z pielęgnacją pacjentów, myciem, ubieraniem, kremowaniem ewentualnych odleżyn.
- Zmieniałam pościel w łóżkach.
I robiłam pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, o których zapomniałam. Prawdę powiedziawszy, sporo się nauczyłam, np. robić wspomniany bilans płynów. Większość już jednak umiałam. Oczywiście, nie mogłam robić niczego, co wiązałoby się z podawaniem leków lub przerywaniem ciągłości tkanek, a więc nie mogłam pobierać krwi. Może się mylę, ale myślę, że oprócz pobierania krwi właśnie, zakładania wenflonów, podłączania kroplówek i tym podobnych czynności, moje obowiązki nie różniły się dużo od tych, które mają studenci medycyny po pierwszym roku na praktykach pielęgniarskich. Ale mogę się mylić.
Także to chyba na tyle dzisiaj. W następnej części postaram się jeszcze napisać, tak jak wspominałam, o moich przemyśleniach na temat wolontariatu i samej służby zdrowia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawione komentarze - każdy motywuje mnie do regularnego rozwijania bloga!